Cynkowy sposób na albumy tak mi się spodobał, że zrobiłam jeszcze dwa tą samą metodą i oczywiście na papierach UHK Gallery (głownie Celebration 1 i 2, trochę Parisów i innych).
Pierwszy malutki i gruby (15×15 cm, sześć kart w środku), wygląda jak pudełeczko – w prezencie dla mojej bratanicy Alicji. Bez zdjęć, Ala sobie z rodzicami wklei własne.
Tu widać, jaki jest grubiutki:
W środku gładkie karty oklejone na brzegach ozdobną taśmą:
A w charakterze ozdoby mój stały zestaw albumowy: ramka, tekturka i kwiatek.
(Kwiatki mają akurat taką grubość, jak odległość między kartami i bardzo ładnie utrzymują całość w równym ułożeniu – trzeba tylko pamiętać, przyklejając ozdoby do kart leżących naprzeciwko siebie, żeby ozdoby na siebie nie zachodziły, bo się zgniotą nawzajem.)
A drugi album jest większy (15×20 cm) i cieńszy – tylko cztery karty i po pół centymetra odstępu między nimi, a nie centymetr jak w poprzednim – bo od razu zakładałam płaskość ozdób. To prezent dla mojej dalszej krewnej, powiedzmy, że cioci – żeby miała w jednym miejscu zdjęcia całej rodziny. Jest też jeszcze bardziej ascetyczny.
W środku duże zdjęcia i małe ozdoby – tylko wycięty dziurkaczem brzegowym pasek plus tekturka z Wycinanki:
No i podpisy do zdjęć, bo niektórych osób ciocia nie zna osobiście:
Taki album z okładką oklejoną płótnem i z wklejonymi kartami jest moim zdaniem szalenie elegancki, a wbrew moim obawom, wcale nie bardzo pracochłonny, najdłużej trwa docięcie wszystkiego na wymiar. Jeśli mielibyście okazję być na warsztatach albumowych u Cynki to skorzystajcie koniecznie, bo warto!
Toresie, albumy są genialne. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wybrać na warsztaty 😀
offca
June 18th, 2015