Nie jestem przesadną fanką skrapowych drobiazgów “do torebki”. Bo w torebce, wiadomo, walka o przetrwanie oraz o to, żeby nie dać się wyciągnąć, kiedy jest się usilnie poszukiwanym. A taki skrapowy notesik czy albumik ma zawsze jakieś wystające kwiatki, nity, wstążki, więc zahacza i trzyma, gniecie sie, odrywa, przesuwa, niszczy. Poza tym do torebki musi być maleństwo, więc jakie tam zdjęcia włożyć, legitymacyjne? No i jeszcze to, że kiedyś już przymierzyłam się do mini-albumiku z aktualnymi zdjęciami Hani i wyszła mi taka żenada, że lepiej nie mówić.
Ale jednak skusiłam się na zrobienie niewielkiego folderka na zdjęcia Hani, do noszenia w torebce. Własnej. Przy mojej częstotliwości wychodzenia z domu niewielka jest szansa, że spotkam kogoś, komu bym chciała te zdjęcia pokazać, ale jakiś tam promil możliwości istnieje, trzeba być przygotowanym. Założenia były takie: musi być wystarczająco sztywny, żeby się nie pognieść, wystarczająco duży, żeby zmieścić zdjęcie 10×10 cm, bez odstających ozdóbek na zewnątrz, żeby się nie zahaczały i jeszcze posiadać zamknięcie inne niż wiązana wstążeczka.
Dzięki wczorajszej klęsce żywiołowej i brakowi prądu uporałam się z zadaniem w jeden dzień. Bardzo to proste, mało subtelne i niezbyt oryginalne, ale i tak jestem zadowolona, że wyszła mi w miarę spójna całość. Folderek jest trzyczęściowy, wymiary 12×12 cm, środkowa część zrobiona z tektury modelarskiej (dla usztywnienia), zamykany na gumkę (przyszytą z tyłu do kółka z tekturki falistej, niestety, nie miałam fioletowej ani zielonej, stąd ten róż). Do ozdoby wykorzystałam głównie moje ukochane pieczątki.
Teraz jeszcze muszę zrobić odbitki z aktualnych zdjęć Hani 😉





