Spodobała mi się idea skrapowania na wyjazdach, notowania na żywo, co się dzieje, zbierania ulotek i innych śmieci – przydaje się do tego specjalistyczny albumik, wcześniej skrzętnie przygotowany. W zeszłym roku miałam takie nad morzem i w Londynie, niekoniecznie całkiem na bieżąco wypełniane, ale jednak. W tym roku w planach mam rozmaite wyjazdy, niezbyt długie, ale jak na mnie to liczne, zapobiegliwie zrobiłam więc bazę do zbiorczego podróżnego albumo-notesu.
Okładka z tektury modelarskiej, bo musi być pancerna:

Sprężyna wydaje się za duża, ale przewiduję możliwość dołożenia jeszcze kilku kart i/lub spuchnięcia tych, które już są. A póki co, żeby mi się w torebce w sprężynę nie wplątywały inne rzeczy, zrobiłam opaskę z tektury falistej i ją zakładam na cały zeszyt.
Strony ze środka – generalnie pustawe, oklejone tylko trochę papierami Simple Stories, w sam raz pasującymi do podróży:








W zeszłym tygodniu miałam okazję zacząć wypełniać albumik, bo pojechaliśmy z mężem do Gdańska na konferencję. Bardzo przyjemne dwa dni, mimo, że co to za wiosna, jak zimno i pada, i zimno i pada… Gdańsk jest piękny, politechnika jest ogromna i piękna, kawiarnia T.Deker jest absolutnie obłędna… A strony po wypełnieniu wyglądają na przykład tak:


Powiem Wam jeszcze, że w sklepiku typu mydło i powidło pod tytułem “Nanu Nana” (akurat w Galerii Bałtyckiej, ale może w innych też jest) kupiłam fantastyczny notes! Kwadratowy, z kartkami różnego rodzaju – brązowymi, w linie, częściowo w kratkę, z obrazkami podróżnymi – jak smash book po prostu! W zasadzie kolejny notes nie był mi potrzebny, no ale! Jest cudny i go kocham.